wtorek, 15 czerwca 2021

WEHIKUŁ CZASU

Gypsy's Kiss - mówi to Państwu coś? Dla fanów Maiden to nazwa wręcz mityczna. Pierwszy band Steve'a Harrisa. Szczyt drzewa genealogicznego Iron Maiden. Miejsce, w którym wszystko się zaczęło. I to nic, że nikt nigdy nie słyszał ani dźwięku tej legendarnej formacji. I to nic że w sumie nie wiadomo, co ten zespół w ogóle grał. Ba, nawet nie wiadomo czy był dobry. Czy byłoby czego posłuchać? W końcu tworzyli go 17-letni gówniarze a kapela rozpadła się po zaledwie dwóch latach istnienia. Ale, hej! Mamy 2021 rok. I wiecie co? Gypsy's Kiss gra znów. Od 3 lat, więc ich kariera to już nie 2 lata, a 5 lat. Co prawda basistą nie jest rzecz jasna Harris, ale wszystko ciągnie i spaja nadal ten sam gość: David Smith. Gitarzysta, główny kompozytor, wokalista. Ten sam, który właśnie ze Steve'm, mając 17 lat, w 1973 założył swój pierwszy zespół, będąc pod wpływem Deep Purple, UFO czy Wishbone Ash. Przez prawie 50 lat muzyka Gypsy's Kiss istniała jedynie w sferze wyobrażeń fanów Maiden, natomiast teraz nabrała realnych kształtów. W 2019 i 2020 Panowie wydali 2 single a za chwilę, bo 30 czerwca 2021 ukaże się debiutancki album formacji, zatytułowany "74'". 10 hard rockowych numerów, które swoim istnieniem uzupełniają piękną i nieśmiertelną historię rocka. To nie jest jakiś tam album jakiegoś tam, kolejnego, hard rockowego zespołu z Londynu. To zaginiony diament, brakujący element w dziejach brytyjskiego heavy metalu. Chwała dzisiejszym czasom, że takie rzeczy są możliwe. Że dziś bez trudu można odkurzyć kawał historii, uwiecznić ją. I to, że pomimo dystansu, można o tej historii porozmawiać z jej twórcami. Tak, zgadliście. Dotarłem do Davida Smitha i złożyłem mu niemoralną propozycję wywiadu. I wiecie co? Zgodził się z wielką chęcią. Rozmawialiśmy więc o teraźniejszości ale poruszyliśmy też kilka wątków z rockowej prehistorii. Kolejny, inspirujący wywiad blogowy stał się faktem! Zapraszam do lektury.

WMOI: Cześć David! Na początek powiedz mi jakie to uczucie wydawać debiutancki album po niemal 50 latach od założenia zespołu?

David Smith: Och, to wspaniała sprawa. Jestem mega dumny. Jesteśmy bardzo zadowoleni z materiału który nagraliśmy a od osób które już słyszały tę płytę, docierają do nas słowa uznania. Wiesz, w sumie w 2019 roku wypuściliśmy kilka nowych nagrań, ale pełny album to jednak coś innego. Świetne uczucie, naprawdę.

WMOI: Przyjmij więc również i moje gratulacje, bo “74” to naprawdę solidny kawał rockowego grania! Wydaje się, że atmosfera podczas nagrań była świetna!

DS: Szczerze mówiąc, COVID trochę pokrzyżował nasze plany (i w sumie nie tylko nasze) i koniec końców album nagraliśmy między Sierpniem 2019 a Majem 2021, podczas 4 różnych sesji, z których każda trwała jakieś 3-4 dni. Oczywiście graliśmy intensywne próby zanim zdecydowaliśmy się na nagrania, ale wyprawa do Pearce Farm Studio, do naszego kumpla i producenta, Iana Turnera, to było świetne doświadczenie. Fajnie wspominam też dzień w którym nasi starzy kumple, Terry Wapram i Paul Sears, wpadli do nas z wizytą - mieliśmy dużo radochy!

WMOI: Pierwsze single które wydaliście chwilę po waszym reunion, były kawałkami z przeszłości które postanowiliście odświeżyć. Jak to się ma w przypadku nowego albumu? Wykopaliście jakieś perełki z dawnych lat czy to całkiem nowe rzeczy?

DS: No tak, EP “Heat Crazed Vole: Re-Tailed” to faktycznie swego rodzaju wehikuł czasu, bo to materiał który napisaliśmy około 1973-74 roku. Po prostu wiele osób prosiło nas o to żeby te kawałki uwiecznić, więc to zrobiliśmy. Dodaliśmy do nich dwa całkiem nowe numery i okazało się, że spotkały się one z równie entuzjastycznym przyjęciem. Nowy album to całkiem nowe kawałki które napisałem na przestrzeni ostatnich dwóch lat wspólnie z Jonathanem Morleyem a swój kamyczek do ogródka dorzucili też Ross Hunter i Fraser Marr. 

Fot. Originalny skład Gypsy's: Paul Sears, Bob
Verschoyle, David Smith, Steve Harris

WMOI: Otwierający płytę “Take Me Down” to klasyczny hard rockowy banger, bardzo dynamiczny, motoryczny, miejscami znajomo galopujący. Gitary natomiast grają trochę w stylu UFO czy wczesnego Judas Priest...

DS: Dzięki! Wiesz, nasze inspiracje to generalnie klasyka lat 70-tych, trochę glam rocka i odrobina progresu. Chcieliśmy też dodać na tym albumie nowoczesnych wpływów. Zawsze byliśmy wielkimi fanami UFO - pierwszy raz widziałem ich razem ze Stevem Harrisem jakoś w 1975, gdzieś w Londynie. Bardzo mi schlebia kiedy ktoś porównuje moje kawałki do UFO, serio. Natomiast “Take Me Down” to taki numer który w moim odczuciu jest najbliżej Iron Maiden jak może być, choć oczywiście trzyma się stylu Gypsy’s Kiss. Tekstowo to taka teologiczna refleksja wokół jednego roku życia w pandemicznym zamknięciu.  

WMOI: Drugi numer z kolei jest trochę “purpurowo” zabarwiony, jesli tak moge powiedzieć - pewnie to przez te wszędobylskie klawisze! Nie myśl że oskarżam Was tu o jakieś kopiowanie, ale ten charakterystyczny klimat rocka lat 70-tych jest u Was bardzo wyraźny, a zarazem wydaje się być bardzo naturalny. 

DS: No wiesz, jesteśmy też oczywiście fanami Deep Purple, ich sound, sound ich klawiszy na pewno miał na nas wpływ. Bardzo lubię ten numer, zwłaszcza że chcieliśmy zawrzeć w nim trochę kontrastów akustyczno-elektrycznych. Sądzę też że fajnie wyszły tu moje wokale, jestem bardzo zadowolony z roboty jaką tu wykonałem.

WMOI: Jednym z numerów na który zwróciłem szczególną uwagę jest nieco filozoficzny “My Own Holy Grail”...

DS: Ten numer kojarzy mi się trochę z wczesnym AC/DC. I tak, masz rację, to dość refleksyjny i filozoficzny kawałek jeśli chodzi o tekst, jest w nim sporo osobistych odniesień.

WMOI: Uwielbiam też “Traveller”, w którym urzekają mnie Wasze pomysły na gitarowe harmonie. Są niesamowite! Dużo słyszę w tym klimatów z “Argus” Wishbone Ash.

DS: Hmmm, akurat “Traveller” to kawałek który miał nawiązywać do brzmienia takiego starego brytyjskiego bandu jak Big Country. Ale tak, masz rację z tym Wishbone Ash. “Argus” to mój absolutny top 10, te wszystkie gitarowe zagrywki z tej płyty były dla mnie i w sumie dla Steve’a Harrisa też, wielka inspiracją, elementarzem hard rockowej gry na dwie gitary. 

WMOI: Wiesz co? W sumie nie tylko gitary elektryczne przypominają mi o kapeli braci Turner. Wasze gitary akustyczne też robią robotę, zwłaszcza w przypadku gdy w sumie nie gracie ballad a mimo to akustyki wciąż mają swoje miejsce.

DS: W sumie to masa rockowych zespołów używa akustycznych gitar w swoich kawałkach. Osobiście uwielbiam akustyki i bardzo lubię używać ich podczas nagrań, dodają kawałkom tej specyficznej przestrzeni.

Fot. Gypsy's Kiss przed pubem "Cart & Horses" w Londynie.
WMOI: David, powiedz mi co oznacza tytuł albumu: “74”? Z tego co kojarzę, Gypsy’s Kiss powstało w 1973 roku, a jestem prawie pewien, że w tytule chodzi jednak o rok.

DS: Tak, masz rację. Musisz wiedzieć że Gypsy’s Kiss zostało założone jako Influence przeze mnie i Steve’a Harrisa kiedy opuściliśmy szkołę w Leyton, we Wschodnim Londynie, czyli w 1973 roku. W 1974 roku natomiast dołączył do nas Paul Sears i wtedy zmieniliśmy nazwę na Gypsy’s Kiss. Pierwszy koncert zagraliśmy podczas talent show dla Track Records w Poplar na początku 1974 a pierwszy “płatny” gig odbył się chwilę później, w lecie, w legendarnym już pubie “Cart & Horses”. Więc jak widzisz to ten 1974 rok jest dla nas jednak najbardziej kluczowy, stąd też tytuł płyty.

WMOI: David, wspomniałeś że w studiu mieliście gości. Jednym z nich był Terry Wapram, gitarzysta zespołu Buffalo Fish, który miał również epizod w Iron Maiden, dokładnie w 1977 roku. Jak doszło do Waszej współpracy?

DS: Terry to świetny kumpel i wspaniały gitarzysta. Jestem jego wielbicielem, z resztą Terry już parę razy pojawiał się z nami na scenie podczas koncertów. Dlatego też postanowiłem zaprosić go do nagrania kilku partii na nasz album. Czułem że “The Man For All Seasons” to idealny kawałek dla niego, by mógł pokazać swoje umiejętności. Nagrał 5 różnych solówek i powiem Ci szczerze, że gdybym mógł, wszystkie z nich zamieściłbym na płycie, bo wszystkie były wspaniałe! Nie umieliśmy wybrać najlepszej, więc zostawiliśmy to naszemu producentowi.

WMOI: Drugim gościem na płycie jest wspomniany już przez Ciebie Paul Sears, oryginalny bębniarz Gypsy’s Kiss który również miał swój epizod w Maiden. Pytanie dlaczego Paul jest tylko gościem na płycie swoje macierzystego zespołu?

DS: Paul to mój wielki przyjaciel od ponad 47 lat. Nagrał wspaniałe bębny do “Traveller”, zrobił naprawdę kawał dobrej roboty. Paul wycofał się z grania już jakiś czas temu, ale kiedy zapytałem go czy chciałby z nami nagrać kawałek, powiedzmy jako swego rodzaju pożegnanie z graniem, zgodził się bez wahania. Paul był świetny i spędziliśmy naprawdę piękny dzień w studiu. Kto wie, może Paul zdecyduje się jednak jeszcze kiedyś wystąpić z nami gościnnie na scenie? Byłoby ekstra!

WMOI: Dobra, skoro już dotknęliśmy trochę przeszłości, pozwól że trochę o niej porozmawiamy. W 2018 Gypsy’s Kiss reaktywowało się na potrzeby koncertu na Burr Fest, ale z tego co wiem, ten koncert zagraliście z oryginalnym wokalistą, Bobem Verschoylem. Bob jednak nie kontynuuje swojej przygody z Gypsy’s Kiss a wokalistą formacji jesteś Ty. Opowiesz jak do tego doszło?

DS: Wiesz, na przestrzeni lat wiele osób pytało mnie o możliwość reaktywacji Gypsy’s Kiss ale ja czułem, że ten temat powinien jednak pozostać jako element historii. Jednak w 2018 roku, kiedy odezwał się do nas Andy Halloway, organizator Burr Fest, nieoczekiwanie pomyślałem: “hej, a czemu nie?” Paul Sears nie mógł wtedy z nami zagrać, ale Bob powiedział że może to zrobić, więc na szybko dobrałem kolejnych muzyków, z czego dwóch z nich, Jonathan Morley i Ross Hunter zostali już z nami i grają do dziś. Reakcja fanów podczas tego koncertu była niesamowita! Szybko więc zdecydowałem, że trzeba ten wątek kontynuować. Zaangażowanie Boba było jednak pomyślane jako jednorazowy temat, zrobił świetną robotę podczas tego koncertu, ale nie planował nic ponad to. Niemniej w tym momencie trzeba jasno powiedzieć, że tak naprawdę to ja byłem oryginalnym wokalistą Gypsy’s Kiss, kiedy Bob dołączył do nas w 1974 roku, ja chciałem wówczas skoncentrować się na grze na gitarze i z chęcią oddałem miejsce za mikrofonem. 

WMOI: A co z Timem Evansem? Nie był zainteresowany ponowną grą?

DS: Tim mieszka teraz w Nowej Zelandii. Wysłał nam niedawno piękną wiadomość kiedy skończyliśmy nagrania, gratulował nam. To świetny kumpel, wspaniały facet.

WMOI: Jestem pełen uznania, że mimo okoliczności, zdecydowałeś się jednak podjąć temat reaktywacji Gypsy’s Kiss i wprowadzić plan w życie. 

DS: Tak. Wydaje mi się że wcześniej byłem trochę samolubny, myślałem tylko o sobie, nie biorąc pod uwagę innych osób, fanów, którzy przecież dali nam naprawdę ogromne wsparcie podczas naszego powrotu. Z perspektywy czasu cieszę się że w końcu dojrzałem i zmieniłem zdanie.

WMOI: Gypsy’s Kiss to zespół który jest znany przez pryzmat “pierwszego zespołu Steve’a Harrisa”, który potem zbudował legendę Iron Maiden. Jak wspominasz czasy kiedy Steve był w kapeli i dopiero zaczynaliście swoją muzyczną przygodę?

DS: Steve i ja dorastaliśmy żyjąc w zasięgu 1 km jeden od drugiego, chodziliśmy razem do szkoły. Razem kibicowaliśmy West Hamowi i pasjami pochłanialiśmy kolejne rockowe płyty. Nieuniknione było, że za chwilę założymy wspólnie kapelę, co w końcu zrobiliśmy. Docelowo Steve chciał być perkusistą, ale kiedy założyliśmy zespół, zaczął grać na basie. Był bardzo zdolnym uczniem, był cholernie ambitny i pojętny. Ja, Steve i Paul Sears chodziliśmy na masę różnych koncertów, widzieliśmy naprawdę dużo świetnych kapel w latach 70-tych! Steve’a zawsze wyróżniała jego ciężka praca, pewna etyka w stosunku do muzyki, gość miał po prostu naturalne predyspozycje do zostania gwiazdą rocka, choć z drugiej strony, był zawsze bardzo spokojną, wyważoną osobą, która niesamowicie denerwowała się przed koncertami.

WMOI: Dlaczego Wasze drogi się rozeszły?

DS: Nie było żadnych animozji między nami, po prostu każdy poszedł w swoją stronę. Byliśmy młodzi, ja i Paul byliśmy niezłymi imprezowiczami, Steve taki nie był. To był jego poświęcenie i dzięki temu poświęceniu Maiden odniósł spektakularny sukces, na który my nigdy byśmy nie zapracowali.

WMOI: No właśnie, Steve to nie tylko świetny basista, ale też wspaniały kompozytor i “mózg operacyjny”. Przejawiał już takie cechy charakteru w latach 70-tych?

DS: O tak, nawet jeśli ja pisałem całą muzykę dla Gypsy’s Kiss, to wiedziałem że Steve ma ogromny dar komponowania i w pewnym momencie to eksploduje. Nie pomyliłem się.

WMOI: Z tego co kojarze, w 2013 roku oryginalny skład Gypsy’s Kiss miał okazję spotkać się ponownie. Jak wspominasz tamten meeting?

DS: Tak było! Spotkaliśmy się jakoś przed Świętami Bożego Narodzenia w 2013 roku, podczas koncertu mojego ówczesnego zespołu, The Front Covers. Wspaniały wieczór. Spotykamy się od tamtego czasu na koncertach Maiden i British Lion, rozmawiamy przez telefon - ostatnio gadaliśmy kilka tygodni temu, kiedy nasza płyta była już w fazie miksów. Steve to naprawdę świetny gość. Wiesz, dla mnie on zawsze będzie tym długowłosym dzieciakiem ze szkoły z którym założyłem mój pierwszy zespół!

WMOI: David, to teraz tak szczerze i bez ściemy: istnieją jakieś nagrania Gypsy’s Kiss z lat 70-tych?

DS: Tak, istnieją. Ale ani ja ani Paul nie jesteśmy w ich posiadaniu. Steve je ma!

WMOI: Cholera, a już myślałem że kolejnym krokiem będzie próba namówienia Ciebie żebyś mi je wysłał (śmiech). Gypsy’s Kiss zakończyło działalność w 1975 roku. Co porabiałeś przez te wszystkie lata, bo chyba nie odwiesiłeś gitary na kołek?

DS: Nie, cały czas byłem aktywny i grałem z różnymi kapelami, wiesz jak jest: covery, trochę popu i soulu, grałem nawet country. Miałem wspaniałe muzyczne życie. Po cichu nagrałem nawet dwa solowe albumy!

WMOI: Wiesz co jest dla mnie niesamowite? Że Iron Maiden stało się tak ogromne, że ich fani docierają do historii takich bandów jak Gypsy’s Kiss i wciąż chcą je poznawać po tych wszystkich latach. 

DS: Tak, fani Maiden to prawdziwi rockowi maniacy, kochają swój ulubiony band bezgranicznie i uwielbiają odkrywać historię. Nie znam chyba bardziej zaangażowanych fanów od fanów Maiden! Uwielbiam ten klimat. Na przykład pub “Cart & Horses” w Londynie zrzesza wielu z nich, co jest świetne, bo to miejsce jest dla mnie szczególne w moim życiu. Chodziłem tam na koncerty już w 1971 roku a potem miałem na tyle szczęścia, żeby zagrać tam jeden z pierwszych koncertów w 1974 roku. Potem po reaktywacji Gypsy’s Kiss zagrałem tam chyba ze trzy czy cztery razy i nie mogę się doczekać aż pub zostanie ponownie otwarty, żeby znów stanąć na tamtejszej scenie! 

WMOI: David, jestem pewien że jest jeszcze masa niesamowitych historii do opowiedzenia, ale myślę że jak na pierwszy wywiad Gypsy’s Kiss dla polskiej braci, powiedziane zostało już naprawdę wiele. Ostatnie słowa do Polskich fanów zostawiam Tobie. Dzięki za wywiad!

DS: Polska znana jest w UK i w zasadzie na całym świecie jako dom dla rocka. Jestem naprawdę bardzo wdzięczny za każde wsparcie dla Gypsy’s Kiss płynące z Polski i szczerze, bardzo bym chciał zagrać kiedyś koncert na Polskiej ziemi. Dziękuje Wam bardzo!


40 LAT BESTII - cz. 1

40 lat temu światło dzienne ujrzało ponadczasowe dzieło zatytułowane "The Number of the Beast". Okrągła rocznica skłania do reflek...