wtorek, 23 października 2018

Z wizytą u Clive'a Burr'a.

Do Londynu wybrałem się w sprawach biznesowych: spotkać się z klientami i porozmawiać o przyszłości. Jednak wieczorem, gdy biznesowe rozmowy cichły, miałem niepowtarzalną okazję poznać nieco lepiej miasto, w którym najlepszy zespół heavy metalowy wszechczasów, Iron Maiden, stawiał swoje pierwsze kroki.

Do Londynu dotarłem w niedzielę, późnym wieczorem. Przywitał mnie oczywiście legendarny angielski deszcz, bardzo typowy dla tej pory roku. Zatrzymałem się na Romford Road, w dzielnicy Stratford. 10 minut do nowego stadionu West Ham United* i jakieś 5 minut do... "Cart & Horses". Temu lokalowi poświęcę nieco więcej miejsca w kolejnym wpisie, natomiast tu jedynie odnotuje że jest to legendarny pub mieszczący się na Maryland Road, w którym to Ironi zagrali swój pierwszy koncert ever. To właśnie tam we wtorkowy wieczór miałem okazję porozmawiać z Chopem Pitmanem i Tony Hattonem, odpowiednio gitarzystą i basistą heavy metalowego zespołu AirForce, w którym to na bębnach gra niejaki Doug Sampson. Sampson to perkusista, który zagrał na legendarnej "The Soundhouse Tapes", czyli pierwszym wydawnictwie Ironów z 1979 roku**. Sympatyczni Brytyjczycy opowiedzieli mi kilka ciekawych anegdot i historii z przeszłości oraz udzielili krótkiego wywiadu - ten postaram się opublikować niebawem na blogu. Nasza rozmowa zeszła także na temat byłych członków Maiden, w tym na osobę nieodżałowanego perkusisty, Clive'a Burra, którego grę można podziwiać na trzech pierwszych albumach Maiden: "Iron Maiden" z 1980 roku, "Killers' z 1981 i słynnym "The Number of the Beast" z 1982. Clive niestety zmarł w 2013 roku, przegrywając walkę z chorobą z którą zmagał się przez wiele lat. "Chciałbyś odwiedzić Clive'a?" - zapytał wprost Chop. Pewnie! Okazało się że Chop był przyjacielem perkusisty przez wiele lat, dobrze znał się również z jego żoną, Mimi. Wykonał do niej połączenie aby upewnić się w którym dokładnie miejscu pochowany jest Clive, a ta zamiast tego, zaproponowała spotkanie i krótką wycieczkę następnego dnia.

PRAWDZIWY HEAVY METAL


Fot. Clive i jego legendarny biały zestaw.
Mimi to drobna Angielka, która jak się okazało, walczy z tą samą chorobą z którą zmagał się jej mąż, czyli ze Stwardnieniem Rozsianym. Jej stan jest jednak znacznie lepszy a stadium choroby nie aż tak bardzo zaawansowane jak to było u Clive'a. Mimi postanowiła zawieźć nas w kilka miejsc które były ważne jeśli chodzi o jej męża.
Najpierw pojechaliśmy do skromnej posiadłości w Leyton, w której mieszkała razem z Clivem. "To jego pokój, zostawiłam go tak jak był, kiedy mieszkał tu Clive" - powiedziała, kiedy otworzyła drzwi do przestronnego pomieszczenia, który faktycznie wyglądało jakby nikt nic w nim nie ruszał od kilku lat. Ściany zdobiły fotografie Burra z tras po USA i Japonii, które Iron Maiden odbyli w 1981 i 1982 roku. W centralnym punkcie pokoju znajdował się również charakterystyczny display ze złotą płytą za album "The Number of the Beast". Prócz tego masa płyt cd i winyli z muzyką hard'n'heavy, dużo magazynów rockowych oraz pocztówek z całego świata. "Clive uwielbiał utrzymywać kontakt z fanami, był dla nich wspaniały, tak jak oni dla niego"- skomentowała pocztówki Mimi. Przed posiadłością stoją dwa garaże. W jednym z nich okazały, biały zestaw perkusyjny, dla każdego fana Iron Maiden w mig łatwy do rozpoznania. "Używał go podczas gry w Maiden a także już po rozstaniu z zespołem. Póki jego kondycja na to pozwalała, cały czas na nim ćwiczył" - opowiadała. Przed garażami stał natomiast przedmiot który jest prezentem od greckiego fana. Potężna, metalowa rzeźba, rozmiarów ok 2 metrów wysokości na 4 metry szerokości przedstawia zespół Iron Maiden za czasów wspomnianego "The Number of the Beast". "Stoi tu od lat, nikt nie potrafi tego przenieść. To prawdziwy heavy metal!" - śmiała się Mimi. "Chłopaki z Maiden zaoferowali że to zabiorą. Ale nie chciałam żeby to robili. To ciekawe, że po tylu latach cały czas mamy świetny kontakt, zwłaszcza ze Steve'em. Iron Maiden jest jak rodzina. Jeśli już raz się w tym gronie znajdziesz, to nie da się stąd tak po prostu odejść. Wszyscy wciąż trzymają się razem, aktualni i byli członkowie. Wciąż wspierają fundację Clive'a. Rod Smalwood [manager Ironów - przyp. autor] bardzo często podsyła jakieś gadżety na licytację. To wspaniali ludzie, pozostali normalni mimo tak ogromnego sukcesu jaki odnieśli".

POŚRÓD DRZEW I KWIATÓW


Fot. Miejsce pochówku Clive'a Burra.
Kolejny etap naszej podróży to wizyta na cmentarzu. Angielskie cmentarze to coś z goła odmiennego od naszych, Polskich nekropolii. To coś na kształt ogromnego parku, po którym możesz poruszać się samochodem. Pośród krzewów, drzew i kwiatów, małe, skromne tabliczki, ławeczki, praktycznie bez monumentów i pomników. Urna z prochami Clive'a znajduje się w niewielkiej alejce, nieopodal dużego dębu. Maleńka tabliczka, rozmiarów ok 10 cm x 8 cm, jest ledwie zauważalna w potoku kwiatów które są w okół niej rozsiane. To miejsce bardzo intymne, emanujące rodzinną miłością. Nieopodal, znajdują się również prochy rodziców Clive'a. "Matka Clive'a miała Polskie korzenie, pochodziła z Głogowa. W czasie wojny wyemigrowała jednak do Anglii, gdzie poznała męża, no i już tam została" - opowiadała Mimi, wiedząc że jestem z Polski. Wizyta na miejscu pochówku Clive'a była dla mnie dużym przeżyciem, zwłaszcza że kiedy w 2013 roku dotarła do mnie informacja że perkusista zmarł, bardzo żałowałem że nie dane mi było poznać go osobiście. Teraz przynajmniej mogłem złożyć mu hołd przy jego mogile.

Fot. Lipa Clive'a w Alei Pamięci
Ostatnim przystankiem naszej wycieczki była Aleja Pamięci, położona przy jednym z londyńskich kościołów. Prowadzi do niej kilka wąskich uliczek. "Nie jestem za dobrym kierowcą. Clive za to jeździł świetnie. Tak jak grał na perkusji, tak samo prowadził samochód: z wyczuciem, bardzo pewnie. Jeździł w wielu miejscach, w Europie, w Stanach, w Japonii, i nigdy nie miał z tym problemu. Ja gubię się nawet tutaj, choć mieszkam tu od tylu lat!" - opowiadała po drodze Mimi. W Alei Pamięci, przyjaciele perkusisty zasadzili ku jego pamięci lipę szerokolistną. Takie same drzewo pamięci Clive'a zostało posadzone również w Paryżu i Nowym Jorku. To bardzo ciekawa tradycja, mająca podobno swoje korzenie w czasach średniowiecznych. Teraz jednak jest oczywiście zdecydowanie trudniej o dobre miejsce na zasadzenie takiego drzewa. Tu dzięki dobrej woli parafii i przyjaciół Burra, było to możliwe. Mimi powiedziała mi: "To sprawia że pamięć o Clive będzie trwać długie lata. To i muzyka którą po sobie pozostawił. Bardzo mi go brakuje..."

_____
* West Ham United to niezwykle ważny klub w historii Iron Maiden. Założyciel zespołu, Steve Harris jest wielkim kibicem tej drużyny, na scenie wciąż nosi klubowe barwy, w tym opaski na ręce i szal, tzw barwówkę. Clive Burr również należał do grona kibiców klubu. Oryginalny stadion West Ham, Boleyn Ground został rozebrany w 2017 roku, a klub przeniósł się na wybudowany na potrzeby Igrzysk Olimpijskich w 2012 roku, London Olympic Stadium. 

** Materiał z "The Soundhouse Tapes", nagrany w sylwestrową noc 1978/79 w londyńskim Spaceward Studios, miał tak naprawdę dwie odsłony. W pierwszej połowie roku 1979 istniał po prostu jako "Demo ze Spaceward" i w takiej formie, na szpulowej taśmie był rozprowadzany wśród klubów, DJ-ów i lokalnych promotorów. Był jednak na tyle dobry, że Harris i spółka zdecydowali się go wydać w formie limitowanej do 5000 sztuk płyty winylowej. Nazwa mini-albumu wzięła się od popularnej imprezy prowadzonej przez DJ Neala Kaya ("Heavy Metal Soundhouse"), który puszczał na niej kawałki Ironów z demo i promował zespół wśród bywalców swojej "dyskoteki". Znamienne, że "The Soundhouse Tapes" posiadało o jeden utwór mniej niż oryginalne demo - muzycy zespołu zrezygnowali z oficjalnego upubliczniania ballady "Strange World". Utwór ten, oficjalnie, ujrzał światło dzienne dopiero w 1996 roku, jako ekskluzywny bonus do pierwszego The Best Of Maidenów, "The Best of the Beast". Winylowa, czteropłytowa, edycja tegoż wydawnictwa zawierała również pozostałe nagrania z legendarnej taśmy demo ze Spaceward. Oryginalne wydanie "The Soundhouse Tapes" jest obecnie istnym białym krukiem jeśli chodzi o wydawnictwa Iron Maiden a jego ceny osiągają dość zawrotne kwoty. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na oszustów, którzy rozprowadzają bootlegowe edycje tejże płyty a także jej wersje na CD. Na tym nośniku "The Soundhouse Tapes" zaistniało oficjalnie tylko raz, jako prezent dla członków fan-clubu IM, którzy wzięli udział w specjalnie organizowanym konkursie. Nakład winylowej repliki tego wydawnictwa był limitowany do 666 kopii i jest dziś, tak samo jak winylowa płyta-matka, kolekcjonerskim rarytasem.

40 LAT BESTII - cz. 1

40 lat temu światło dzienne ujrzało ponadczasowe dzieło zatytułowane "The Number of the Beast". Okrągła rocznica skłania do reflek...