środa, 21 marca 2018

Czy mogę igrać z obłędem?

Jeśli ktoś chce się poczuć dostatecznie staro, to zdecydowanie jest to artykuł dla niego. Jeden z muzycznych portali właśnie przypomniał mi, że od wydania pierwszego singla zwiastującego monumentalny album Iron Maiden, "Seventh Son of a Seventh Son" minęło... 30 lat. 


Okres wokół albumu "Seventh Son of a Seventh Son" był jednym z najwspanialszych i najbardziej owocnych w całej historii istnienia zespołu. Z latami 1988-1989 konkurować może tylko chwalebny czas płyty "Powerslave" z przełomu 1984 i 1985 roku. I, żeby nie było, nie jest to tylko moja subiektywna opinia. To raczej historyczny fakt.

"Seventh Son..." to legenda heavy metalu, album bez którego trudno wyobrazić sobie świat ciężkiej muzyki. To swego rodzaju paradoks, bo akurat siódmy album Iron Maiden to jeden wielki eksperyment, tak brzmieniowy jak i kompozycyjny. Z klasycznie rozumianym heavy metalem ma raczej na bakier.

Pierwsze dźwięki "Can I Play With Madness", czyli utworu który miał za zadanie promować nadchodzący album, zdecydowanie potwierdzają stylistyczną (re)woltę. Charakterystyczne wielogłosy Bruce'a Dickinsona to wprawdzie nic nowego, ale śpiewane a'capella jako intro utworu wprowadzały fanów w niemałą dezorientację. Bardziej syczące niż kąśliwe riffy gitar Adriana Smitha i Dave Murraya, wszechobecny klang basu Steve'a Harrisa i dziwnie płasko brzmiąca perkusja Nicko McBraina dopełniały całości - Maiden nie brzmiało nigdy... tak źle? Czy tak dobrze?

 Oddać trzeba Ironom, że krok był to odważny, zwłaszcza biorąc pod uwagę realia sceny metalowej u schyłku lat 80-tych. Metal stawał się coraz bardziej agresywny, Ironi łagodnieli, może nie muzycznie, ale na pewno brzmieniowo. "Can I Play With Madness" nie odkrywał co prawda wszystkich kart i nie zdradzał słuchaczom co czeka ich jeśli chodzi o pozostałe 7 utworów z albumu, ale na pewno dawał niezłe pojęcie jeśli chodzi o ewolucję, która dokonała się w głowach piątki muzyków. Zresztą, sami członkowie zespołu przyznawali, że weszli na rejony których dotychczas nie eksplorowali. Dickinson w wywiadzie dla Kerrang! w kwietniu 1988 roku, wspominał że "po raz pierwszy zdecydowaliśmy się na takie otwarcie piosenki - harmonią wokalną. To intro stworzyliśmy z myślą o graniu na żywo, więc nie możemy się doczekać kiedy wykonamy to na koncercie". Co ciekawe, po wielu latach, entuzjazm Iron Maiden co do tego wokalnego patentu nie gasł. W wywiadzie dla brazylijskiego portalu muzycznego, Harris tłumaczył: "ludzie spodziewają się, że zsamplujemy początek utworu bo tak będzie łatwiej. A my co noc wykonujemy ten fragment na żywo, chóralnie z fanami. To wciąż przyprawia mnie o ciarki!" - ekscytował się lider formacji.

Nietypowy singel zespołu narodził się jako akustyczna ballada, przyniesiona na próbę przez gitarzystę Adriana Smitha. "Początkowo nazywało się to 'On The Wings of an Eagles' i była spokojną, urokliwą balladą" - opowiadał Smith na łamach Total Metal w 1989 roku. "Bruce jednak napisał do tego dość dynamiczny tekst o byciu na skraju szaleństwa, a Steve, jak to Steve, podkręcił tempo i dodał to przełamanie w środku utworu. No i to by było na tyle jeśli chodzi o balladę!" - kończy z uśmiechem gitarzysta. Jak to w latach 80-tych bywało, każdy singel powinien mieć teledysk. "Can I Play With Madness" doczekało się jednego z najciekawszych klipów Iron Maiden w historii, którego fabuła przeprowadza nas przez tajemnicze podziemia średniowiecznego zamku aż do krypty w której czai się Eddie, maskotka zespołu. Dla każdego szanującego się fana Maiden, obowiązkowa pozycja do obejrzenia. Śmiem twierdzić że takich klipów już się niestety nie robi.



"Can I Play With Madness" pojawił się w sklepach 20 marca 1988 roku w postaci małej płyty winylowej oraz, po raz pierwszy, na nowym nośniku, płycie kompaktowej*. Utworowi singlowemu towarzyszył oczywiście B-side, w postaci nieco prześmiewczego utworu "Black Bart Blues". Był to akurat typowy zabieg Iron Maiden, gdyż już wcześniej na drugiej stronie singla zamieszczane były utwory które były swego rodzaju pastiszami. Szkoda że kultura B-side'ów na singlach odeszła w niepamięć wraz z postępującą cyfryzacją. Harris i koledzy byli mistrzami jeśli chodzi o atrakcyjne strony B singli i kontynuowali zabawę jeszcze długi czas, mimo zmieniających się trendów. Wracając do "Black Bart Blues", nosi on miano niedokończonego pomysłu, riffu który z założenia miał być czymś więcej, ale koniec końców posłużył jako prowadzący motyw w utworze zrobionym jedynie częściowo na poważnie. Prawie 6 minut utworu wypełnia, niemal po połowie, solidne heavy metalowe granie w średnim tempie oraz wygłupy Dickinsona i McBraina, zakładam że z niemałym udziałem producenta, Martina Bircha.

Ciekawostką jest, że 2 lata po wydaniu, "Can I Play With Madness" doczekał się wznowienia, jako integralna część boxu wspominkowego "First Ten Years", który zawierał zbiór wszystkich (no, prawie wszystkich) małych płyt które kiedykolwiek ukazały się pod szyldem Iron Maiden** . Na płycie dzielił miejsce z drugim singlem wykrojonym z albumu "Seventh Son of a Seventh Son", czyli "The Evil That Men Do". "Can I Play..." wrócił jeszcze po latach w 2012 roku na czarny krążek, pod postacią 7 calowego winyla, w serii reedycji klasycznych singli z lat 80-tych. Piosenka często pojawiała się w wersjach live na albumach koncertowych - swój debiut miała przy okazji albumu "Maiden England" z 1989 roku***, potem gościła jeszcze na płytach "Live at Donington" (1993), "A Real Live One" (1993) i "Death on the Road" (2005).

Po latach, płyta "Seventh Son of a Seventh Son" to monument wśród płyt z gatunku heavy metal. Żelazna klasyka, pozycja którą powinien znać każdy szanujący się fan ciężkiego grania. Album w czasie kiedy się ukazał odniósł olbrzymi sukces, czego potwierdzeniem była kasowa trasa koncertowa oraz fakt, że "Can I Play With Madness" był pierwszym z aż czterech wydanych z niej singli. Sami twórcy nader chętnie wracali do utworów z 1988 roku - podczas kolejnych tras koncertowych utwory z "Seventh Son..." stanowiły żelazny element repertuaru zespołu, a w 2012 roku były gwoździem programu na wspominkowej trasie "Maiden England World Tour". "Can I Play With Madness" oczywiście znalazło się w setliście i to każdego z ponad 100 koncertów które Iron Maiden zagrało od marca 2012 do sierpnia 2014. A historia wciąż trwa...



__
 * Nie dajcie się oszukać! "Can I Play With Madness" serio był pierwszym oficjalnie wydanym singlem Ironów na płycie kompaktowej. Na ebay można aktualnie znaleźć kompaktowe wersje singli z wcześniejszej płyty "Somewhere in Time" (1986), ale ich autentyczność jest ciężka do potwierdzenia. Rzetelnie opracowany i wydany w 2001 roku przewodnik po dyskografii zespołu "Iron Maiden Companion" jasno mówi, że zarówno "Wasted Years" jak i "Stranger in a Strange Land" ukazały się jedynie w formie 7'' i 12'' singli winylowych.

** Dziwnym trafem Iron Maiden nigdy nie zdecydowało się na wznowienie pierwszej małej płyty, czyli legendarnego "The Soundhouse Tapes" (całość nagrań ukazała się jedynie na winylowej wersji składanki "Best of the Beast" z 1996 roku). Kolejną pomijaną pozycją w ich dyskografii jest ciekawy koncertowy singel "Live +One!!", tak jak "Soundhouse..." nagrany w czasach kiedy wokalistą grupy był jeszcze Paul Di' Anno

*** "Maiden England" na CD pierwotnie wydane zostało w 1989 roku jako dodatek do koncertowego VHS i zawierało okrojoną wersję koncertu z NEC Arena w Birmingham. Dopiero w 2012 roku zespół wznowił to wydawnictwo i uzupełnił o wcześniej nie publikowane utwory. Ciekawostką jest że odnowiona wersja "Maiden England" otrzymała całkiem nową okładkę autorstwa Herve Monjauda. Wznowienie ukazało się w formie 2CD, 3LP i DVD.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

40 LAT BESTII - cz. 1

40 lat temu światło dzienne ujrzało ponadczasowe dzieło zatytułowane "The Number of the Beast". Okrągła rocznica skłania do reflek...