czwartek, 18 kwietnia 2019

Przed Burzą: The Soundhouse Tapes

Debiutancki album Iron Maiden ujrzał światło dzienne 14 kwietnia 1980 roku. Jednak każdy kto choć trochę głębiej wszedł w historię legendarnego zespołu z Londynu wie, że nie było to tak naprawdę pierwsze wydawnictwo płytowe jakie zrealizowali Steve Harris i spółka. 

Realia Londynu na przełomie lat 70-tych i 80-tych wcale nie były zbyt wesołe, zwłaszcza dla długowłosych muzyków, którzy w swoim założeniu kultywowali tradycje takich zespołów jak UFO, Deep Purple czy Thin Lizzy. Formacja Steve'a Harrisa, mimo sporej popularności w kilku rodzinnych dzielnicach Londynu, poza ich granicami była bardzo mało znana. Wiadomo było, że porządnie nagrane demo, pomoże im zabookować koncerty w innych rejonach miasta i na jego obrzeżach. Sylwestrowa noc 1978/79 miała za chwilę okazać się przełomowa dla "Żelaznej Dziewicy".

Fot. Iron Maiden z Paul'em Cairns'em (w środku).
Zespół zarezerwował 24 godzinną sesję w Spaceward Studios, niedrogim acz profesjonalnym studiu nagraniowym, do którego często zmierzali młodzi muzycy aby nagrać debiutanckie albumy lub taśmy demo. Sylwestrowa noc była idealna na nagrania, ze względu na tańsze koszty wynajmu studia i stosunkowy brak konkurencji w tym terminie. Skład Iron Maiden w tamtym czasie stanowili prócz basisty Steve'a Harrisa, wokalista Paul Di'Anno, gitarzysta Dave Murray, perkusista Doug Sampson oraz drugi gitarzysta Paul Cairns. Udział tego drugiego był przez długi czas wątpliwy. Obecnie jednak, jest już jasne że Cairns był wtedy w Spaceward i nagrywał z Ironami. Świadczy o tym stara fotografia z 1 stycznia 1979, zrobiona przed studiem, a także wspominki byłych członków zespołu, min. Sampsona (wywiad z nim możecie przeczytać na blogu). Sam gitarzysta również chętnie przyznaje się do tego faktu za pośrednictwem portali społecznościowych. Oficjalna biografia Ironów, wydana w pierwszym swoim nakładzie w 1998 roku, wspomina co prawda o osobie Cairns'a, ale nie wiąże go z pierwszymi nagraniami zespołu. Jeśli polegać na opowieściach Douga Sampsona, Cairns był członkiem Iron Maiden przez bardzo krótki okres czasu i kiedy zespół postanowił wydać oficjalnie swoje demo, był już poza składem i dlatego nie został wspomniany na kopercie.

W takim czy innym składzie, zespół zrealizował w Spaceward cztery nagrania: "Prowler", "Iron Maiden", "Invasion" oraz wspomniany już "Strange World". Wg relacji Harrisa, sesja przebiegła bardzo sprawnie i większość numerów została nagrana za pierwszym razem. Po latach, kawałki te mają swoją moc, choć ich produkcja pozostawia wiele do życzenia i, istotnie, brzmią jak klasyczne demo. "Prowler" nie ma jeszcze tego dzikiego drive który zyskał na pierwszej długogrającej płycie, "Iron Maiden" z kolei razi nieco swoją prostotą, choć do bólu ostry i buntowniczy wokal Di'Anno nawet po latach robi wrażenie. Słychać też, że Doug Sampson był perkusistą z całkowicie innej szkoły grania, niż jego następca, Clive Burr, który znacznie urozmaicił perkusyjne partie utworów - te na demówce ze Spaceward brzmią miejscami dość kwadratowo, choć zdecydowanie mają swój urok.

Fot. Wersja CD z 2001 roku.
Losy utworów z tej sesji są dość ciekawe. Pierwotnie ekipa Steve'a Harrisa zrobiła kilka kasetowych kopii aby porozsyłać je po klubach muzycznych w różnych dzielnicach Londynu. Ręcznie opisana kopia jednej z takich kaset, sprzedana została na aukcji internetowej w 2014 roku za ok 560 funtów. Odzew na muzykę Maidenów okazał się ogromny, a popularności zespołowi przyniósł niejaki Neal Kay, DJ który prowadził własną rockową dyskotekę nazwaną "Heavy Metal Soundhouse". Ironi słyszeli wiele dobrego o tym miejscu, ale kiedy zanieśli Kay'owi swoją taśmę z nadzieją na możliwość zagrania tam koncertu, ten odłożył ją na stertę innych nie obiecując kompletnie nic. 2 tygodnie później, londyński DJ oszalał na punkcie 4 utworów z niepozornej taśmy i puszczał je non stop podczas swoich imprez, głosząc dobrą nowinę. Kay był jednym z pierwszych, którzy oficjalnie uznali Iron Maiden za przyszłe gwiazdy rocka, choć sami muzycy traktowali to wówczas w kategorii uprzejmego żartu. Oczywiście wkrótce Ironi zagrali na żywo w "Soundhouse" a ich sława zaczęła przedostawać się, niczym huragan, w kolejne zakątki Londynu.

Fot. Nieoficjalna wersja CD z
autografem Douga Sampsona.


Jako że utwory z dema zyskiwały coraz większą popularność za pośrednictwem drogi pantoflowej,  oczywistym krokiem było wypuszczenie ich na oficjalnym i jedynym słusznym nośniku, czyli siedmiocalowej płycie winylowej. "The Soundhouse Tapes", nazwane na cześć miejsca w którym zostało objawione światu, ujrzało oficjalnie światło dzienne 9 listopada 1979 roku i zawierało... tylko 3 utwory. Zespół zrezygnował ze "Strange World", tłumacząc to ograniczeniami siedmiocalówki, choć po latach Steve Harris przyznał, że to właśnie ten numer miał najwięcej niedociągnięć natury techniczno-wykonawczej. Możliwe też, że chodziło o osobę wspomnianego Paula Cairns'a, który zagrał tam główne solo, ale w listopadzie 1979 nie był już członkiem zespołu. Opatrzona pomarańczową kopertą z koncertowym zdjęciem Di'Anno oraz ręcznie napisanym komentarzem Neal'a Kay'a na rewersie płytka, rozeszła się w mgnieniu oka, choć jej nakład - 5 000 sztuk - wcale do najmniejszych nie należał. W grudniu 1979 roku zespół podpisał kontrakt z EMI na wydanie debiutanckiego długograja. Wszystko co wydarzyło się potem, jest już dobrze znaną historią.

Temat "The Soundhouse Tapes" wrócił po latach, w roku 1996, kiedy Iron Maiden wydawało składankę "Best of the Beast", celebrując 20 lecie istnienia. Na kompilacji w wersji CD znalazły się dwa nagrania ze Spaceward ("Iron Maiden" i "Strange World"), natomiast wersja winylowa posiadała wszystkie utwory z sylwestrowej sesji. Co ciekawe, w 2001 i 2002 roku dostępna była, pierwszy raz w oficjalnej dystrybucji, wersja CD "The Soundhouse Tapes", limitowana do 6666 sztuk. Mógł ją otrzymać każdy, kto zebrał 6 naklejek z Eddiem, ukrytych w reedycjach albumów Maiden i wysłał do wytwórni Sony wraz z kwotą 6,66 funtów. W zamian otrzymywał paczkę z CD. Płytka wydana była z zachowaniem szacunku do oryginalnej wersji 7'', opakowana jedynie w tekturowy cardboard. Obecnie egzemplarz tamtej repliki kosztuje w okolicach 100-150 funtów i można go, przy odrobinie szczęścia, upolować na ebay. Trzeba jednak uważać! Bliźniaczą wersję pochodzącą z nieoficjalnego źródła i w zasadzie różniącą się jedynie ledwie zauważalnym szczegółem, wypuszczono w okolicy 2012 roku. Ta bywa do ustrzelenia za +/- 30 funtów i trzeba przyznać, że wykonana jest dość porządnie. Ciekawą alternatywą dla tych wersji CD jest jeszcze tzw. vinyl replica z fanklubowej serii CSC. Grecki FC zdecydował się swego czasu wydać na czarnych, winylowych CD-r unikatowe single i EPki Maiden, wszystko limitowane do 100 kopii per tytuł. Pierwszą pozycją w katalogu było właśnie "The Soundhouse Tapes", które zostało tak wiernie odwzorowane, że wewnątrz kartonowej koperty znalazł się nawet replikowany cennik merchandise'u z 1979 roku a płytkę CD zdobył pomarańczowy, papierowy label. Całej serii CSC poświęcony zostanie wkrótce oddzielny artykuł, bo jest to rzecz unikatowa z kolekcjonerskiego punktu widzenia.

Fot. Część kolekcji Maxymovycha - oryginalne
siedmiocalówki
Jeśli chodzi o oryginalnie, winylowe wydanie "The Soundhouse Tapes" z 1979 roku, jest ono aktualnie białym krukiem dla kolekcjonerów - egzemplarz w dobrym stanie, osiąga na ebayu kwoty w granicach nawet 1500 funtów. Ta wersja wśród kolekcjonerskiej społeczności darzona jest miejscami niewyobrażalnym wręcz kultem. Niektórzy z nich oprawiają to wydawnictwo w przeszklone displaye i wieszają na ścianie (ostatnio taki display poszedł na aukcji ebay za kwotę 3 000 funtów), inni zaś, jak chociażby Kenny Maxymovych, starają się mieć jak najwięcej kopii tegoż wydawnictwa. Maxymovych posiada obecnie około 40 egzemplarzy legendarnej siedmiocalówki.

Oczywiście w sieci można natrafić na masę wydań pirackich, nierzadko wzbogaconych o bonusowe utwory z b-side'ów singli czy rzadkich nagrań koncertowych - ma to rzecz jasna swój urok, ale nie ma za wiele wspólnego z formatem oryginalnej wersji. Podróbek winylowych, na różnego rodzaju kolorowych płytach nie sposób zliczyć - co raz wypływają nowe wersje siedmiocalówek, a niektóre dość udanie imitują oryginalne wydanie. Znamienne, że nawet te nieoficjalne wariacje wokół "The Soundhouse Tapes" wciąż wzbudzają wielkie emocje wśród fanów. To tylko potwierdza, jak ważnym wydawnictwem jest ta niepozorna, pomarańczowa siedmiocalówka.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

40 LAT BESTII - cz. 1

40 lat temu światło dzienne ujrzało ponadczasowe dzieło zatytułowane "The Number of the Beast". Okrągła rocznica skłania do reflek...